zycie w chinach

Życie w Chinach – szukanie zakwaterowania

Szukanie mieszkania w Chinach może stać się bardzo ciekawym przeżyciem, dlatego należy się jemu cały wpis. ?

Tej (nie)wątpliwej przyjemności było mi dane dostąpić dwa razy – w Szanghaju w 2008 i w Tianjin w 2012 roku. Czy wiele się zmieniło w ciągu tych czterech lat? Zdecydowanie nie!

Moje pierwsze mieszkanie w Chinach próbowałam znaleźć samodzielnie, bez pomocy agencji nieruchomości. W internecie znalazłam kilka stron typu craiglist czy shanghaiexpat i rozpoczęłam polowanie. Oczywiście bezowocne. ?‍♀️ Dopiero co skończyłam 21 lat, nigdy nie wyjeżdżałam poza Europę, moja znajomość angielskiego była ok(ish ?) a znajomości chińskiego nie było wcale 😉Budżet miałam dość mocno ograniczony. Jak szybko się okazało, stać mnie było albo na rudery, albo na ładne kawalerki w dziwnych dzielnicach na obrzeżach miasta. Jak możecie sobie wyobrazić, chciałam unikać dojazdów do pracy metrem. Metro w Szanghaju nie jest tak złe jak na załączonym poniżej filmiku, który został nagrany w Tokio, ale też bywa tłoczno.

Wiem, wiem. Trochę tutaj narzekam, ale tak naprawdę bardzo lubię cały proces poszukiwania mieszkania za granicą, zwłaszcza kiedy dochodzi do ich oglądania. Można w ten sposób bardzo wiele nauczyć się o danym kraju, mieście i jego mieszkańcach. Można zobaczyć jak ludzie żyją, jak dekorują swoje domy, jaki mają stosunek do obcokrajowców.

Mieszkaniem, które najbardziej zapadło mi w pamięci była kawalerka w centralnej części Szanghaju. Cena była dobra – 3000 juanów, co w tamtym okresie było równe ok. 1000zł. Tak, to były piękne czasy, kiedy przelicznik PLN/CNY był równy 3 co oznaczało, że za złotówkę można było kupić 3 juany. Obecny kurs PLN/CNY to 1,6. Różnica jest ogromna. Pamiętam więc jak idę sobie obejrzeć tę kawalerkę. Jestem ogromnie podekscytowana, gdyż cena wynajmu jest atrakcyjna, usytuowanie mieszkania – fantastyczne, metraż całkiem niezły, a pokój na zdjęciu wyglądał bardzo ładnie. Cała uradowana, bez większych trudności dotarłam na miejsce. Pukam do drzwi. Drzwi otwiera młoda, modnie ubrana Chinka. 'To dobry znak’ – pomyślałam sobie, mając nadzieję, że mieszkanie będzie choć w połowie tak atrakcyjne jak jego obecna lokatorka. Pokój prezentował się całkiem przyzwoicie – przestronny, urządzony meblami z Ikea, stosunkowo czysty. Niesamowicie się ucieszyłam, gdyż było to już czwarte czy piąte mieszkanie, które oglądałam. Proszę dziewczynę, aby pokazała mi kuchnię i łazienkę. „Kuchnia to bardziej coś w rodzaju aneksu kuchennego, łazienka jest dzielona” – odpowiedziała. Pomyślałam sobie, że to dziwne, bo przecież z klatki schodowej weszłam prosto do pokoju. Chinka nieśmiało otworzyła drzwi znajdujące się po przeciwnej stronie pokoju. Moim oczom ukazało się małe, ciemne, zimne pomieszczenie, bardziej przypominające skrytkę niż kuchnię. Weszłam do środka i 'aneks kuchenny’ okazał się starą turystyczną kuchenką gazową z dwoma palnikami. Nie było garnków, czajnika, blatu, stołu, krzeseł, tylko ta kuchenka.

„A łazienka?” – zapytałam nieco zrezygnowana. „Tutaj” – powiedziała dziewczyna otwierając kolejne drzwi, tym razem znajdujące się na przeciwległej ścianie skrytko-kuchni. Musiałam wyglądać chyba na nieco przerażoną, bo dziewczyna uśmiechnęła się do mnie mówiąc „no tak, nie jest zbyt ładnie, ale ile czasu spędza się w łazience?”. „Hmm wystarczająco dużo” pomyślałam sobie.

Zarówno toaleta jak i wanna były pokryte rdzą, miały kolor szaro-rudy i chropowatą fakturę. Ponadto, łazienka nie miała ogrzewania, więc było w niej przeraźliwie zimno (mieszkania szukałam w lutym). I tak stoję sobie pośrodku tej łazienki, totalnie zrezygnowana przekonując samą siebie, że wcale nie jest tak źle. Aż tu nagle otwierają się dni po przeciwnej stronie łazienki, których wcześniej nie zauważyłam. W drzwiach pojawia się chińskie małżeństwo w średnim wieku. Widząc mnie w środku kompletnie zamarli. Ja też zamarłam, bo nie spodziewałam się nikogo wchodzącego do łazienki w 'mojej’ kawalerce. Chińczycy szybko zamknęli drzwi, po czym słyszę odgłosy emocjonalnej rozmowy. Spytałam się dziewczyny kim są ci ludzie, a ona wytłumaczyła mi, że to sąsiedzi, z którymi będę dzielić łazienkę i kuchnię. Po chwili drzwi ponownie się otwierają i oprócz małżeństwa w drzwiach widzę jeszcze babcię. Babcia zapytała o coś młodą Chinkę, i po chwili zniknęła w swoim mieszkaniu. Ja nadal stałam bez ruchu, nieco zdziwiona próbując to wszystko ogarnąć.

Nie minęła minuta, i do łazienki wchodzi uśmiechnięta babcia z małym dzieckiem. „Hey, ni hao, ni hao” – mówi, wręczając mi dziecko. Kompletnie zgłupiałam, wzięłam to dziecko na ręce, a wtedy babcia wyciągnęła telefon i cyknęła nam fotkę. „Xie xie, xie xie ni” – podziękowała po chińsku kłaniając się grzecznie. „Xie xie, bye bye” – powiedziało chińskie małżeństwo delikatnie machając ręką w moim kierunku i szybko zamykając drzwi.

Dopiero po kilku sekundach dotarło do mnie co się właśnie wydarzyło. Podziękowałam dziewczynie i powiedziałam, że się jeszcze zastanowię. Nie jest chyba wielką niespodzianką, że nie zdecydowałam się na wynajęcie tej kawalerki. Po obejrzeniu kolejnych dwóch mieszkań, poprosiłam kolegę z pracy, żeby pomógł mi znaleźć cokolwiek, bo ja byłam już nieco zrezygnowana. Z jego pomocą znalazłam małe dwupokojowe mieszkanko położone w tej samej dzielnicy Szanghaju, w której pracowałam. W związku z tym, że w Chinach prawie nic nie przebiega bez przygód i niespodzianek, tak i historia z wynajmem tego mieszkania była dość interesująca.

Ale o tym napiszę w następnym poście. Zai jian! ✌?

You may also like

Leave a comment